Wspaniała podróż wehikułem czasu. Arkadiusz Jakubik o pracy na planie serialu "KRÓL"

Aktor kameleon, który potrafi bezbłędnie zagrać każdą postać. Po niezapomnianych rolach w filmach Smarzowskiego, Domalewskiego czy Pieprzycy Arkadiusz Jakubik wciela się jedną z wiodących ról w nowym serialu "KRÓL", który możemy zobaczyć na antenie CANAL+. "Takiej produkcji w historii polskiej telewizji jeszcze nie było" – przekonuje aktor w rozmowie z Wirtualną Polską.

Agnieszka Adamska, Wirtualna Polska: Kum Kaplica to kolejna barwna i wielowymiarowa postać w bogatej kolekcji pana ról aktorskich. Człowiek, którego nie da się jednoznacznie przyporządkować do kategorii "dobry" lub "zły". Jestem ciekawa, jak Pan postrzega swojego bohatera.

Arkadiusz Jakubik: Uwielbiam Kuma Kaplicę. Starałem się sprawić, żeby widz spojrzał na niego z empatią i kibicował mu. Kaplica da się lubić, bo to jest prawdziwy król przedwojennej, warszawskiej ulicy. Uwielbiany zwłaszcza przez tę biedniejszą część stolicy, robotniczo-żydowską. Kum Kaplica cały czas powtarza – a ja się z tym w pełni zgadzam – że jego serce bije po lewej, tej właściwej stronie. On jest takim Robin Hoodem, który potrafi zaopiekować się biedniejszymi i potrzebującymi ludźmi.

Żywa legenda.

I to dosłownie. W końcu przecież pierwowzorem Kuma Kaplicy był Łukasz Siemiątkowski, znany jako Tata Tasiemka – przedwojenny gangster, który swego czasu był dość prężnym działaczem PPS-u. To był taki facet od mokrej roboty, ale świetnie ustosunkowany z władzą – m.in. dlatego, że wcześniej siedział w carskim więzieniu z Walerym Sławkiem, przyszłym trzykrotnym premierem II RP. Nie da się ukryć, że relacja pomiędzy władzą a światem przestępczym polegała wówczas na przymykaniu oka na występki i niegodziwości – zwłaszcza że Tata Tasiemka bardzo chętnie dorzucał do partyjnej kasy pieniądze wyłudzone na Kercelaku. Legenda, o której warszawska ulica śpiewała pieśni.
Z taką postacią musiałem się zmierzyć w wersji serialowej i to było dla mnie ogromne wyzwanie. Jak pogodzić dobre cechy tego bohatera z jego mroczną naturą, ciężkimi przestępstwami, które ma na swoim koncie. Kiedy trzeba, nie waha się wydać wyrok, zabić z zimną krwią. Wie, że musi mieć posłuch, wzbudzać respekt i strach. Król Warszawy może być tylko jeden, a wataha wilków z każdej strony ideologiczno-politycznej tylko czeka, żeby zająć jego miejsce.

"KRÓL" - nowy serial CANAL+ | wywiad z Arkadiuszem Jakubikiem

Na ulicy zimny, bezwzględny gangster, w domu czuły mąż i kochający ojciec.

Właśnie na takim silnym kontraście próbowałem budować tego bohatera. Kum Kaplica miał dwa sprzeczne oblicza. Polski Dr Jekyll i Mr Hyde. Na co dzień niebezpieczny przestępca, morderca, stały bywalec domów publicznych, człowiek, którego się wszyscy boją, w domowych pieleszach stawał się potulny, zdominowany i zupełnie bezradny wobec uroku swojej żony i córeczek. Praca na sprzecznościach – to było właśnie to, co przyświecało mi podczas wymyślania psychologicznego portretu Kuma Kaplicy.

Domyślam się, że wyzwaniem była nie tylko sprzeczna natura tej postaci, ale także jej fizyczność.

Na potrzeby tego serialu trzeba było pożegnać cudowną wagę, jaką osiągnąłem podczas pracy na planie filmu "Wołyń". Pamiętam, jak reżyser Smarzowski delikatnie zasugerował mi wtedy, że jeżeli chcę zagrać Macieja Skibę, to warto byłoby trochę schudnąć, bo w tamtych czasach na Wołyniu ludzie raczej nie dojadali.

I udało się. Metamorfoza była bardzo widoczna.

Chyba 15 kg. Z pomocą dietetyczki w trzy miesiące osiągnąłem swoją idealną wagę 75 kg., którą udawało mi się utrzymać przez kilka lat. Pamiętam jak na początku 2019 roku spotkałem się z na pierwszej próbie z Michałem Żurawskim, który w serialu gra główną rolę, Jakuba Szapiro. Spojrzał na mnie i powiedział: "Arek, a co ty taki chudy jesteś? Przecież Kum Kaplica gruby powinien być, nie?". I faktycznie, musiałem popracować nad tym, żeby ponownie przybrać te kilkanaście kilogramów, które wcześniej z takim sukcesem udało mi się zrzucić. Nie było innej możliwości. Kum Kaplica gruby musi być i basta.

Miał pan wcześniej styczność z prozą Szczepana Twardocha?

Tak, znałem wcześniej książki tego autora. Bardzo cenię sobie "Morfinę" – uwielbiam Konstantego, wielowymiarowego głównego bohatera tej powieści. Bardzo lubię dzienniki Twardocha - "Wieloryby i ćmy". Kupiłem ostatnio "Pokorę", jego najnowszą powieść, lektura tej książki jeszcze przede mną. Sekunduję bardzo twórczości Szczepana Twardocha.

A przed nami premiera "KRÓLA" – serialowej ekranizacji kolejnej z wielkich powieści Twardocha.

Fantastycznie, że udało się zekranizować tę historię. Było to naprawdę trudne zadanie, które od początku wymagało konsekwencji i ogromnej cierpliwości producentów Anety Hickinbotham i Leszka Bodzaka oraz CANAL+. Chodziło przede wszystkim o odpowiedni budżet i na szczęście widać to w tym serialu. Dobrego serialu historycznego nie można zrobić za 5 złotych. Potem zawsze widać to na ekranie. I świetnie, że propozycję reżyserii przyjął Jan P.Matuszyński, że wszystkie odcinki wyszły spod jego ręki, współpraca z nim to była ogromna przyjemność.

Jak Pan przyjął ofertę zagrania w serialu "KRÓL"?

Propozycję otrzymałem jeszcze przed zapoznaniem się z treścią książki. Na początku nie byłem przekonany, miałem długą przerwę od grania w serialu i nie do końca chciałem wracać do tej formuły. Lepiej czułem się w konwencji filmu fabularnego. Pamiętam moją rozmowę z Leszkiem Bodzakiem, który powiedział, że jestem jedyną kandydaturą na Kuma Kaplicę. Poprosiłem go o scenariusz, na co usłyszałem: "Nie ma jeszcze żadnego scenariusza.” „Jak nie ma scenariusza? To o czym my rozmawiamy?” „Przeczytaj proszę książkę. Wtedy zrozumiesz." Posłuchałem go, przeczytałem "KRÓLA" i już nie potrzebowałem żadnego scenariusza, bo zobaczyłem, jak ciekawie jest ten świat opisany, jak ta historia wciąga. Zakochałem się w Kumie Kaplicy. Od razu poczułem, że bardzo chcę zagrać tę postać. To jedna z najciekawszych propozycji zawodowych, jaką dostałem w swoim aktorskim życiu.

Eleganckie garnitury, drogie samochody, piękne kobiety, gangsterskie porachunki. Sceneria "KRÓLA" przywodzi na myśl "Ojca chrzestnego", tyle że Nowy Jork zastępują ulice przedwojennej Warszawy. Jak się Pan czuł w takim barwnym, niecodziennym klimacie?

Znakomite doświadczenie. Nigdy wcześniej nie grałem takiej postaci osadzonej w takim świecie. Bardzo mi te eleganckie garnitury przypadły do gustu. Nawet zamówiłem sobie dwa u bardzo dobrego krawca. Oczywiście to nie oznacza, że będę teraz chodził wyłącznie w garniturach, bo jednak najlepiej czuję się w bojówkach i bluzach z kapturem. Ale raz na jakiś czas założyć garnitur à la Kum Kaplica i wsiąść do eleganckiego samochodu czemu nie. To była wspaniała podróż wehikułem czasu, za którą jestem bardzo wdzięczny twórcom tego serialu.

Jak wyglądał cały proces przemiany w Kuma Kaplicę?

Tworzenie wizerunku mojego bohatera to była wieloetapowa praca. Nad garderobą czuwała Emilia Czartoryska. Co ciekawe, inspiracją do wymyślania kostiumów Kaplicy był... Winston Churchill z jego trzyczęściowymi, bogato zdobionymi garniturami i charakterystycznym zegarkiem na grubym łańcuchu. Kaplica musiał nosić się elegancko – właśnie tak, jak były premier Wielkiej Brytanii. W tym celu do współpracy zaproszono najlepszego krawca, który szkolił się w zakładzie krawieckim z przedwojennymi tradycjami. Na planie miałem cztery przepiękne garnitury dokładnie jak z tamtych lat.

Z kolei za charakteryzację mojego bohatera odpowiadała Pola Guźlińska. W tej kwestii wzorowaliśmy się na wyglądzie Taty Tasiemki, czyli łysa głowa i oczywiście wypielęgnowany wąs. Pewnie nikt w to nie uwierzy, ale w serialu mam swój prawdziwy, wyhodowany wąs. Potem na koniec zdjęć wąs ten został odcięty w całości na pamiątkę pracy na planie tego serialu. Zabrałem sobie kosmyk. Pamiętam, że długo brakowało mi jednak czegoś w charakteryzacji tej postaci. Pomyślałem, że chcę na jego twarzy przeszłość Kuma, mapę życia, która pokazywałaby drogę, jaką przebył. Te wszystkie doświadczenia wojenne, konspiracyjne czy gangsterskie postanowiliśmy wyrysować na twarzy i głowie Kuma Kaplicy w formie dziesiątek blizn. Te ślady pokazują, jak ciężko zapracował sobie na to kim jest dzisiaj.

Rozumiem, że tytułowym królem jest właśnie Pana bohater?

Nie. Na samym początku faktycznie zobaczymy Kuma Kaplicę – króla warszawskiej ulicy, ale nie zapominajmy, że jednak głównym bohaterem powieści i serialu, jest Jakub Szapiro – świetny bokser i wierny pomocnik Kaplicy, którego ten kocha miłością ojcowską. Mój bohater od jakiegoś czasu zastanawia się, czy to właśnie Szapiro nie powinien w przyszłości zająć jego miejsca.

Na deskach Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie można obejrzeć bardzo widowiskową inscenizację "KRÓLA" stworzoną przez genialny duet Strzępka&Demirski. W spektaklu Kuma Kaplicę gra wspaniały Krzysztof Dracz. Jestem ciekawa, czy widział pan tę sztukę.

Nie byłem na tym spektaklu z pełną premedytacją, żeby jednak stworzyć tę postać samodzielnie od początku do końca. Słyszałem same dobre opinie, czytałem wiele entuzjastycznych recenzji, ale musiałem sobie ten spektakl zostawić na później, żeby nie ispirować się pomysłami kolegów. Bardzo cenię sobie Krzysztofa Dracza, uważam go za wybitnego aktora teatralnego i filmowego. Mało tego, Krzysztof wiele lat temu był moim pedagogiem w szkole teatralnej we Wrocławiu. Prowadził zajęcia se scen współczesnych. Tym bardziej nie chciałem się sugerować kreacją jego Kuma Kaplicy.

Na czym polega wyjątkowość "KRÓLA" i dlaczego warto zobaczyć ten serial?

Nie mam wątpliwości, że to będzie najciekawszy serial historyczny ostatnich lat, którego bazą jest znakomita powieść jednego z najzdolniejszych polskich autorów. Każdy z odcinków został zrealizowany z ogromnym rozmachem, ale również z dbałością o detale. Jeżeli ktoś może to powinien koniecznie ten serial obejrzeć na ekranie kina domowego albo na dużym telewizorze. Bo wtedy tę świetnie trzymająca w napięciu historię z wybitnymi zdjęciami Kacpra Fertacza ogląda się jeszcze lepiej. Do tego ilość fantastycznych aktorów w obsadzie jest naprawdę imponująca. Takiej produkcji w XXI wieku w polskiej telewizji jeszcze nie było.

Urok dawnych dni, czyli wielki powrót mody lat 30. Czy styl międzywojnia jest dziś atrakcyjny?

Niemal purytańskie długości i nadmiary materiału połączone z subtelnym, podkreślającym talię krojem i skrytymi rozcięciami, które nieoczekiwanie potrafią ujawnić zbyt wiele – stroje z lat 30. to funkcjonalność i ponadczasowy hołd złożony kobiecości. Patrząc na styl okresu międzywojennego, perfekcyjnie odtworzony w serialowej superprodukcji Canal + „KRÓL”, widzimy, że niektóre fasony wciąż są obecne w modzie. Noszone w latach 30. stroje wieczorowe, oficjalne, a nawet codzienne zachwycają także dziś.

Choć zabrzmi to paradoksalnie, moda to nie tylko stroje. Jest ona odbiciem swoich czasów, świadectwem ówczesnych nastrojów, kultury, przemian społecznych. Odchodzi wraz poczuciem znużenia epoką, ale potem powraca na fali nostalgii, staje się elementem łączącym przeszłość i współczesność.

Między koronką a stylem chłopczycy

Już na początki XX wieku, w epoce edwardiańskiej można było dostrzec, że idzie nowe –zaczęto uwzględniać potrzeby niższych klas społecznych i nastąpił rozwój kultury masowej – w tym sportu, kobiety stały się bardziej wyzwolone. Głos pokoleń burżuazji z jej skłonnością do konserwatyzmu nie był już tak znaczący, jak w XIX w. Jej miejsce zajęły środowiska związane z finansjerą. Szybki sukces wprowadzał na salony świeżą krew. Ludzi drapieżnych, nowoczesnych i często pozbawionych obyczajowych ograniczeń. Kobiety zrzucały gorsety, dosłownie i przenośni, a ich pole działalności w coraz mniejszym stopniu ograniczone było do roli pani domu. Ogromny wpływ na transformację ubioru miała I wojna światowa. Kobiety przejmując zadania, którymi do tej pory zajmowali się mężczyźni, przejmowały też ich styl. Odkryły odzież praktyczną i przystosowaną do warunków pracy. Zafascynowane sportem, jazzem i dynamicznym tańcem, zaczęły szukać ubioru, który byłby elegancki i jednocześnie wygodny.

TW latach 20. moda przestała nawiązywać do belle époque z przełomu wieków. Wylansowano tzw. styl "chłopczycy". Kobiety ścięły włosy, a swą uwagę skierowały na męskie stroje w damskim wydaniu. Obniżono talię, skrócono spódnice i zrezygnowano z gorsetów. Wieczorowe suknie miały luźny krój i obniżony stan, zyskały koralikowe obszycia, zakładano je przez głowę. Zniknęła odwieczna koronka, niemodna stała się bogato zdobiona biżuteria, dostojne nakrycia głowy. W ich miejsce pojawiły się ascetyczne perły, kapelusze-klosze z gładkiego filcu i opaski z pojedynczym piórem.

W 1929 r. doszło do wielkiego kryzysu gospodarczego, w wyniku którego świat mody zmuszony był sięgnąć po tańsze materiały i technologie. Wielu paryskich i amerykańskich krawców straciło klientelę. Zyskali przemysłowcy o niekonwencjonalnym podejściu to modowego biznesu. Odkryto potencjał masowej produkcji i handlu wysyłkowego. Kobiety bowiem nadal oczekiwały modnych kreacji, tyle że za niższą cenę. W świecie mody nadeszła kolejna zmiana, w totalnej opozycji wobec dotychczasowego stylu. Jej nieformalnymi przedstawicielkami były trzy francuskie projektantki – Madeleine Vionnet, która jako pierwsza wprowadziła ukośne cięcie, Jeanne Lanvin, znana z niepowtarzalnych haftów, oraz Coco Chanel i jej- cenione do dziś- eleganckie kostiumy z miękkiego dżerseju. To właśnie Vionnet, Lanvin i Chanel sprawiły, że moda w latach 30. stała się "kobieca": powabna, funkcjonalna i zmysłowa.

Futro, garsonka i … nylonowe eksperymenty

Na co dzień kobiety nosiły garsonki z poszerzonymi poduszkami na ramionach, przypominające męską marynarkę. Obowiązkowym elementem były wcięcie w talii i wąska spódnica z zaprasowanymi fałdami. Mieliśmy także powrót do długich sukienek z odkrytymi ramionami, inspirowanymi stylem Dalekiego Wschodu. Ich ozdobę stanowił proste naszyjniki z cennych pereł lub futrzana etola. Panowie nosili dwurzędowe marynarki i szerokie spodnie, które nie krępowały ruchów. Modę dyktowały światowej sławy hollywoodzkie gwiazdy, takie jak Marlene Dietrich, Mae West, Clark Gable czy Fred Astaire.

Jednym z najpopularniejszych domów mody w Paryżu był ten należący do Elsy Schiaparelli. Z kolei w Warszawie najbardziej znanym luksusowym sklepem i pracownią krawiecką był działający do roku 1936, Dom Mody Bogusława Herse, przy ul. Marszałkowskiej 150. Organizowano w nim ważne wydarzenia kulturalne, w których uczestniczyła sama prezydentowa Mościcka. To właśnie tam toczyła się akcja przedwojennej komedii "Jego ekscelencja subiekt" z Eugeniuszem Bodo w roli głównej. W ubraniach od Hersego chodziła cała ówczesna śmietanka towarzyska – politycy, arystokraci, piosenkarze i aktorzy, m.in. Hanka Ordonówna oraz małżonka prezydenta RP. Rok przed wydarzeniami o których opowiada serial „KRÓL” firma Bogusława Hersego musiała zaprzestać działalności, oddając klientelę takim firmom jak Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, gdzie niższą jakość i masową powtarzalność oferty rekompensowały niższe ceny.

Wobec kryzysu gospodarczego i związanej z nim konieczności obniżania cen, w latach 30. zaczęto zwracać uwagę na tkaniny sztuczne. To właśnie wtedy rozpoczęto eksperymenty, które pod koniec dekady pozwoliły stworzyć pierwsze wyroby z nylonu, w latach 40 nylonowe pończochy, by wreszcie, w latach 50. dać światu rajstopy, które stały się jednym z symboli współczesności. Większa część polskich kobiet i mężczyzn szukała bowiem oszczędności i tańszych ubrań. Dużym powodzeniem cieszyły się perkale, dżerseje, różnego rodzaju dzianiny. Doceniono gotowe wyroby, których nie trzeba było zamawiać u krawca. Nadal jednak oczekiwano, by stroje miały styl i charakter. Projektanci odpowiadając na potrzeby społeczeństwa, lansowali materiały skórzane, wełnianą kratę, wzory kwiatowe, plisy, a nawet motywy zwierzęce. Nie trudno zaważyć, że wiele pomysłów z tamtego okresu do dziś inspiruje świat mody.

Styl retro we współczesnej garderobie

6 listopada na antenie CANAL+ będziemy mieli okazję zobaczyć pierwszy odcinek serialowej superprodukcji "KRÓL", której akcja toczy się w Warszawie, w 1937 r. Osią filmu są gangsterskie porachunki i dramatyczne wydarzenia politycznych tamtej epoki, ale jego tłem- fascynujący świat międzywojennej Warszawy: luksusowe samochody, piękne i eleganckie kobiety, fascynujący mężczyźni oraz niezwykła moda lat 30. To pierwsza w Polsce serialowa produkcja, w której tak bardzo zadbano o każdy, nawet najmniejszy detal. Począwszy od scenografii, dzięki której zobaczymy legendarne miejsca, których już niema, a kończąc na kostiumach, ubraniach, biżuterii i dodatkach.

W "KRÓLU" będzie można oglądać zjawiskowe, kobiece suknie balowe oraz codzienne stroje eleganckich Warszawianek. Silnych mężczyzn w stylowych kapeluszach, długich płaszczach i szykownych garniturach, które z uwagi na uniwersalny krój, trudno zamknąć w konkretnych ramach czasowych. Tak jak historia zdaje się zataczać koło, tak i moda ukazuje tu swój ponadczasowy charakter. Tak jak hollywoodzkim przykładem kooperacji świata mody i filmu może być współpraca The Brooks Brothers z twórcami filmu "Wielki Gatsby" czy kolekcja Ralpha Laurena zrealizowana specjalnie na potrzeby serialu "Downton Abbey", fascynacja „KRÓLEM” i stylem lat 30. stała się pretekstem do stworzenia niezwykłej kolekcji Answear.LAB KRÓL.

Ta limitowana kolekcja składa się z blisko 100 modeli ubrań, w tym ponad 20 pełnych damskich stylizacji i 3 męskich. Kolekcja Answear.LAB, czerpiąca z estetyki serialu "KRÓL", podkreśla wyzwoloną naturę kobiet i odwagę mężczyzn. Znajdziemy tam m.in. suknie z jedwabiu, wełniane płaszcze, a także szalenie modną w tym roku skórę z lyocelem oraz terylenem z recyklingu. Uzupełnieniem całości są charakterystyczne dla lat 30. rękawiczki, jedwabne apaszki oraz torebki, z których większość została uszyta w Polsce. Premierze serialu towarzyszy sesja ilustrującą całość kolekcji, którą zrealizowano m.in. w dawnym żydowskim domu modlitwy, gdzie dziś mieści się restauracja. Autorką zdjęć jest Marta Wojtal, a jedną z modelek - Lena Góra, która w "KRÓLU" wcieliła się postać Anny Ziembińskiej. Kolekcja ubrań dostępna jest na stronie Answear.com.

Miasto grzechu. Życie przestępcze w przedwojennej Warszawie

Przemoc, rabunki, narkotyki, porachunki gangsterskie i wszechobecna prostytucja. Warszawa lat 30. to nie tylko nowoczesne miasto, w którym kwitła nauka i kultura, ale także istne gniazdo przestępczości. Wraz z serialową superprodukcją Canal + „KRÓL” odkrywamy grzechy i mroczne sekrety przedwojennej stolicy.

Dwudziestolecie międzywojenne w wielu wspomnieniach jawi się jako krótki, choć wspaniały okres w dziejach Polski. Warszawę lat 30. kojarzymy głównie z dynamicznym rozwojem, nowoczesnością i dostatkiem, a także bujnym życiem towarzyskim stołecznych elit i ludzi sukcesu. Wytworne lokale, w których celebrowano wolność i radość życia, huczne bale, teatry wystawiające najlepsze sztuki epoki, kabarety muzyczne i satyryczne, zachwycające rewie – tak często przedstawiają tę epokę pisarze i filmowcy. W rzeczywistości międzywojnie miało także mroczne strony. Radość z odzyskanej niepodległości skutecznie mąci wszechobecna bieda, a także atmosfera wrogości, niepokoju i wzajemnych napięć pomiędzy polskim obywatelam. Konflikty na tle materialnym, politycznym i rasowym dolewają oliwy do ognia, a dodatkowo w powietrzu unosi się widmo kolejnej wojny.

Walki na ringu, porachunki na ulicy

Przedwojenna Warszawa epoki „KRÓLA” jest podzielona. Majątkowo, etnicznie i religijnie. To miasto biedy i bogactwa, ludzi sukcesu i przegranych. Polaków, Żydów, piłsudczyków i endeków, skrajnej prawicy i radykalnej lewicy. W latach 30. te podziały były niezwykle ostre. Na ulicach co rusz ścierały się agresywne, bezwzględne oddziały i milicje. Swoich bojówkarzy mieli nacjonaliści, socjaliści, związkowcy, a nawet Żydzi. Wszystkie te bandy mają swoich zwolenników, którzy kibicują ich poczynaniom zarówno na demonstracjach jak i w mrocznych zaułkach miasta, gdzie kastetem i nożem rozwiązuje się zawiłe spory ideologiczne. Nienawiść pobratymczą dostrzec można nawet na ringu bokserskim, gdzie zwolennicy różnych opcji politycznych mając własne kluby sportowe, z nieskrywaną radością wybijają sobie zęby i miażdżą nosy.

"KRÓL" - nowy serial CANAL+ | wywiad z Barbarą Jonak

Szczęśliwa, rozbawiona stolica to obrazek ukazujący zaledwie część rzeczywistości tamtych czasów. Ta druga, mniej optymistyczna część to dojmująca bieda gorszych dzielnic, wszechobecne burdele, brudne meliny, pobicia i morderstwa z zimną krwią. Dla wielu osób z nizin społecznych działalność przestępcza była nie tylko sposobem na życie, ale także jedyną szansą przetrwania w mocno spolaryzowanej i bezwzględnej Warszawie. Systematyczne polityczne zamieszki oraz krwawe i często tragiczne w skutkach walki o pieniądze i wpływy na stołecznych ulicach utwierdzały mieszkańców miasta w przekonaniu, że politycy i funkcjonariusze policji zupełnie nie panują nad sytuacją. Rosło przekonanie, że realną władzę w mieście sprawują polityczni awanturnicy i niebezpieczne grupy przestępcze. To owocowało kryzysem demokracji i sporą społeczną akceptacją dla rozwiązań autorytarnych.

Haracze i egzekucje i białe złoto

Przedwojenne gangi Warszawy utrzymywały się z kradzieży, napadów rabunkowych i oszustw. Przestępcy z darem perspektywicznego myślenia zaczęli też dostrzegać potencjał tkwiący handlu narkotykami (szczególnie relatywnie tanią kokainą, nazywaną wówczas "białym złotem" po która coraz chętniej sięgała klasa średnia). W latach 30. podstawowym dochodem stołecznych gangsterów pozostawały jednak haracze pobierane od właścicieli sklepów i drobnych przedsiębiorstw. Osoby prowadzące interesy na terytorium zarządzanym przez bandytów były zmuszane do uiszczania comiesięcznych opłat, rodzaju podatku od prowadzonej działalności. Kwoty te były czasem tak wysokie, że przedsiębiorcom ledwo starczało na życie. Zastraszeni i terroryzowani ludzie w obawie o własne życie i bezpieczeństwo najbliższych, najczęściej godzili się na narzucone warunki. Nieliczni buntownicy za swój sprzeciw musieli zapłacić bardzo wysoką cenę. Pobicia, a niekiedy bestialskie zabójstwa miały być dla innych przestrogą i nauczyć warszawiaków posłuszeństwa.

Kobiety pracujące i przedwojenne domy publiczne

Życie warszawskiego półświatka koncentrowało się w podrzędnych barach, tanich spelunach i różnej klasy burdelach, gdzie gangsterzy odbywali narady i bawili się po pracowitym dniu. Tam załatwiali interesy i zażywali uciech, racząc się trunkami i korzystając z usług zatrudnionych dziewcząt. Choć prostytucję i działalność domów publicznych głośno potępiano, walka z nierządem prowadzona była bez specjalnych sukcesów. Zbyt wielu było chętnych do zabaw z paniami nie najcięższych obyczajów.

Klientami stołecznych kurtyzan byli nie tylko przestępcy, ale wielu szacownych warszawiaków. Lupanary odwiedzali politycy z rządu i opozycji, oficerowie i urzędnicy, przemysłowcy i robotnicy, ludzie uchodzący na co dzień za przyzwoitych i statecznych obywateli. Zależnie od grubości portfela- w luksusowych świątyniach rozpusty lub ciemnych bramach i zaułkach szukali chwili zapomnienia bogaci i biedni. Trzeba zaznaczyć, że o ile uliczne prostytutki najczęściej żyły w nędzy, to przedwojenne burdele były doskonale prosperującym biznesem, prowadzonym najczęściej przez weteranki zawodu, które dbały o jakość usług i komfort klientów. W serialu "KRÓL" udało się odtworzyć jeden z najbardziej znanych i luksusowych burdeli przedwojennej Warszawy, który w kamienicy na rogu ulic Piusa XI (dziś Piękna) i Koszykowej prowadziła charyzmatyczna burdelmama Ryfka Kij. W serialu CANAL + lokal pełni rolę bazy i schronienia dla gangu Kuma Kaplicy.

W nowej produkcji opartej na bestsellerowej powieści Szczepana Twardocha odkryjemy więcej mrocznych sekretów podziemnego świata przedwojennej Warszawy. Premiera serialu "KRÓL" już w listopadzie w CANAL+.

Gazeta Królewska

uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij
Wyłącz Adblocka, aby w pełni cieszyć się zawartością tej strony.